5 powodów dlaczego nie cierpię lotniska Barajas

14:33


Kolejna wizyta Toniego w Madrycie oznaczała, że romantyczne przywitanie go na lotnisku, wymaga mojego przyjazdu na Barajas. Mina mi zrzedła, bo oznaczało to 45-minutową jazdę zatłoczonym metrem w jedną stronę, później opłaty za samo wejście na teren lotniska oraz niekończąca się droga do terminalu przylotów. Nie cierpię Barajas.  

Byłam już na wielu lotniskach, niektóre z nich znam jak własną kieszeń. Koczowanie w oczekiwaniu na samolot w Bergamo albo Otopeni w Bukareszcie sprawiło, że czuję się tam niemal jak w domu. Ba, nawet incydent w Walencji (ze mną jako potencjalną terrorystką, której nie chcieli wpuścić na pokład) wspominam teraz z uśmiechem. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że uwielbiam podróżować i przebywać na lotniskach. Nie w madryckim Barajas.

Barajas jest dla mnie najgorszym lotniskiem pod niemal każdym względem. Jedyny plus widzę tylko w kontekście sprawnego dojazdu metrem do terminali - nie trzeba wydawać fortuny na taksówkę czy autobus, który zawiezie nas na lotnisko czy do centrum. Poza tym, same minusy.

Haracz

Po pierwsze, opłata za wstęp na lotnisko, tzw. additional fee, zwana przeze mnie jako haracz. Aby ze stacji metra dostać się na teren lotniska, należy kupić specjalny bilet, który kosztuje 1 euro. Nie jest to wiele, jednak należy mieć w pogotowiu kilka monet, gdyż automaty czasami 'zjadają' karty płatnicze. Odbierając kogoś z lotniska, jadąc metrem, zapłacicie podwójnie. Najpierw 1 euro za wejście na teren lotniska, później kolejne 1 euro za przejście do stacji metra. W przypadku, gdy nie macie miesięcznego biletu na metro, musicie kupić zwykły bilet (1,50 euro). Zatem dojazd + dodatkowy bilet kosztować będzie 2,5 euro (1,50 euro+1 euro), a wyjazd podobnie. W sumie 5 euro za odbiór kogoś z lotniska.



Bilet-haracz
Gdy pierwszy raz leciałam z Barajas do Alicante nie miałam pojęcia o tego typu opłacie. Widza przede mną bramki, sądziłam, że przejdę przez nie z normalnym biletem na metro. Po dwóch nieudanych próbach zapytałam zaspanego ochroniarza o co w tym wszystkim chodzi. Ten odesłał mnie do stojących obok automatów, w których mogłam kupić ów specjalny bilet. Zaznaczyłam na dotykowym ekranie opcję biletu i sposób zapłaty (kartą). Po włożeniu karty okazało się, że opłata została pobrana, a biletu jak nie było, tak nie ma. Spróbowałam drugi raz. Podobnie. Wyciągnęłam kartę i podeszłam do kolejnego automatu. Ten chwycił kartę, ale ta zatrzymała się w środku, w ten sposób, że widziałam tylko jej końcówkę. 

Dios mio, pomyślałam w popłochu. Przed oczami miałam wizję siebie pozostającej na lotnisku i szukającej kogoś z obsługi do rozkręcenia maszyny i wyciągnięcia karty, co z pewnością sprawiłoby, że samolot do Alicante by mi przepadł. Zaczęłam w nerwach uderzać w automat, ale oczywiście nic to nie dało, zatem nie pozostawało mi nic innego jak tylko się rozpłakać nad marnym losem. Na szczęście pojawił się jeden z ochroniarzy, który zapytał jak mi pomóc, więc łamanym hiszpańskim opowiedziałam co się stało. Przypomniało mi się też, że gdzieś w torbie powinnam mieć parę euro w monetach, a w kosmetyczce pęsetę. Ochroniarz kupił mi bilet, a następnie pomógł mi wyciągnąć kartę. Uff, odetchnęłam z ulga, ale zaczął się wyścig z czasem, by zdążyć na mój lot.



Słabe oznakowanie 


Tutaj zaczyna się minus numer dwa. To, że lotnisko jest przeogromne, wiedziałam od początku i nie byłam tym zaskoczona. Zdziwiło mnie jednak słabe oznakowanie dojścia do poszczególnych terminali. Dla kogoś, kto pierwszy raz znajdzie się na lotnisku, droga do poszczególnych terminali może być czasochłonna i problematyczna. Dla kogoś, kto jest tam pierwszy raz i na dodatek w dużym pośpiechu, od razu radzę zapytać kogoś z obsługi/punktu informacji/ochrony, by nie tracić czasu na rozmyślania czy aby na pewno ta droga jest właściwa oraz nie wpadać w popłoch widząc niekończący się korytarz. W połowie drogi do terminalu numer jeden (T1) jest punkt informacji (swoją drogą to dobra miejscówka, jak oaza na pustyni niewiedzy dla biednych turystów :P), który bardzo mi pomógł :D 

Mapa lotniska, którą można otrzymać w każdym punkcie informacji

Podobnie jest w przypadku przylotów. Wydostanie się z lotniska do stacji metra trwa co najmniej 15-20 minut (mnie pierwszy raz zajęło to ok. pół godziny), a dużym utrudnieniem jest brak jakichkolwiek znaków (wyjścia, czy metra) przez sporą część drogi. Później okazuje się, że znaczek metra, który miał doprowadzić do stacji, tak naprawdę prowadzi z powrotem do sali przylotów czy postoju taksówek i poszukiwania wyjścia zaczynają się od nowa.
 Teraz, gdy znam tę część lotniska, przejście od stacji metra do bramek Ryanaira (oraz innych linii lotniczych) zajmuje mi szybkim krokiem (bez bagażu) ok. 5-7 minut. Powrót natomiast, z sali przylotów do stacji metra, około 10-15 minut.

Gdzie jest Ryanair? 


Bramki kontroli bezpieczeństwa Ryanaira w ogóle nie są oznakowane! Zobaczymy EasyJet, Wizzaira, ale nie Ryanair. Biegając od jednego końca bramek do drugiego w końcu na chłopski rozum stwierdziłam, że gdzie najwięcej ludności cywilnej, tam musi być Ryanair. Miałam rację. Gdy będziecie mieli trochę czasu i zerkniecie na swój lot na wielkim monitorze (zarezerwujcie 3 minuty na odnalezienie go tam ;-)), zobaczycie kilkanaście bramek otwartych do sprawdzenia bagaży (np. od 34-57). Jednak przy samych bramkach tabliczki z napisem Ryanair nie zauważyłam, więc będąc w nerwowym pośpiechu lepiej zapytać oczekujących albo kogoś z obsługi, inaczej będziecie szukać bramek widmo!


Narzekanie na wyrost


Pomijam już to, że na Barajas głównie bagaże sprawdzają kobiety, więc prawie nie ma możliwości zagadania ochroniarza i przeszmuglowania perfum czy dezodorantu, ale po całej bieganinie by zdążyć na swój lot należałoby co najmniej oczekiwać ławek do przycupnięcia. Nie wiem czy kupując bilet w innych liniach lotniczych w salach oczekiwania na Barajas będziecie mogli usiąść na wygodnych siedzeniach. Kupując bilet z Ryanaira czasami tych siedzeń w poczekalni po prostu nie ma, a jak już są to w tak skandalicznej liczbie, że trzeba usiąść na podłodze. Ok, to już takie narzekanie na wyrost.
Najgorszy jest oczywiście haracz, brak oznakowań i niekończące się korytarze. Posiłki w snack barze do przeżycia, nie będziecie po nich chorować, ale uszczuplą wasz budżet.



Mrożący krew w żyłach widok z okna 


To, co jednak mrozi krew w żyłach i stanowi najbardziej o tym, że nie cierpię Barajas, będzie tematem przewodnim kolejnego postu. Przeczytaj teraz (link).

You Might Also Like

11 komentarze

  1. Raz tylko miałam w tym piekielnym miejscu przesiadkę i też się zgubiłam dramatycznie :/
    ale bez przesady, jak możesz lubić Otopeni...

    OdpowiedzUsuń
  2. gra Seterra całą noc i jedna coca cola... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa prawda, Otopeni jest spoko, pomyliło mi się z Baneasa :/ trzeba wrócić do Rumunii, bo zapominam podstawowe rzeczy :(

    OdpowiedzUsuń
  4. nawet bajzel na Baneasa był do ogarnięcia niż ten na Barajas, serio ;/ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. jak jedziesz cercanias (za 2,15) nie płacisz już nic więcej, a jedziesz dużo krócej i lepiej.
    ja tak jechałam wczoraj z sol na chamartin i z chamartin na barajas terminal 4 za 2,15 bez niczego więcej :D
    niestwty już opuściłam madryt, ale będę tu zaglądać do Ciebie bo wiem o czym piszesz :D
    i też bylam na paradzie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O, muszę zbadać cercanias :D Dzięki za wskazówkę :D

    A parda Ci się spodobała? :D

    Zapraszam do dalszego zaglądania :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Parada była super! najbardziej mi to ostatnie podobało... te demony, diabły i potwory :)
    Ale to była moja pierwsza parada więc nie narzekam. I strasznie fajne było to, że dużo innych ludzi się poprzebierało! W polsce to chyba by nikt tak nie wyszedł na ulicę... A parada by się zmieniła w jakieś chuligaństwo (szczególnie protesty).
    Zauważyłam, że protesty są jakieś spokojne.. u nas to od razu wychodzą, rzucają mięsem i butelkami, dużo policji i kończy się niespecjalnie... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. takkk lotnisko Barajas znam :)!!!

    heheh :) przypomniało mi się jak przy pierwszej wizycie w Madrycie przyszedł mnie odebrać chłopak, było już po 23.30 i ludzi na lotnisku mało,na dodatek siedziałam blisko drzwi więc wyszłam jako jedna z pierwszych. Ja wychodzę, a ludziska pomykają,ale każdy w innym kierunku, więc na zasadzie podobnej jak Ty, gdzie najwięcej idzie tam pójdę i ja. I co wyszłam, ale kuźwa nie wiem gdzie, chłopak do mnie dzwoni gdzie jesteś a ja do niego, że na postoju taksówek gdzieś na zewnątrz ;/. Lipa, ostatnie metro tuż po północy... ale na szczęście jakoś patrząc na oznaczenia na tablicach dotarłam do metra i tych cholernych bramek. Dzwonie do niego że już czekam na niego przy metrze :)...
    On oczywiście z jęzorem na brodzie szukał mnie w tym czasie i dobiegł po 15 minutach, kupił szybko bilet dla mnie i wskoczyliśmy w ostatniej chwili do metra ... ufff :).
    Tak lotniska w Madrycie, a zwłaszcza mojej pierwszej tam wizyty nie zapomnę NIGDY :).

    pozdrawiam serdecznie A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uff, dobrze, że zdążyliście jednak :D Ja miałam pietra :D

    Co jak co, można sobie kondycję poprawić biegając na lotnisku :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Słuchajcie ta opłaca wzrosła do 3 euro i trzeba płacić wchodząc i wychodząc czyli razem 6 euro haraczu +bilet!!! Ja stracilam na tym 100 zł w ciągu 5 dni:/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wobec ostatnich podwyżek żywię nadzieję, że moja noga nie postanie na Barajas! :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze! Pamiętaj, że pytania możesz wysyłać na e-mail: hiszpanarium@gmail.com! :)

Subscribe